Karuzela


12 lutego 2022, 06:59

Wczoraj padłam, po ciężkiej nocy, gdzie meczyły mnie różne sytuacje, bo każdy coś do mnie mówił, a w końcu sen zakończył się erotykiem, dość męczącym, bo z randomowym gościem, który strasznie mnie kręcił. Przyciskał mnie do ściany i wchodził we mnie szepcząc do ucha strasznie wyuzdane rzeczy z pogranicza BDSM. Obudziłam się pobudzona seksualnie, tęskniąc i martwiąc się o przebieg rozmowy, która czeka mnie w tym tygodniu. 

Teraz nasuwa mi się pytanie, czy to fakt, że się zakochałam wyzwolił we mnie potrzebę tego składania głowy, czy to ta potrzeba sprawiła, że się zakochałam. BTW to bardzo dziwny stan. Nie cierpię go. Szczególnie, że jak zwykle stało się to bez wzajemności. Strasznie mi z tym źle, ale muszę to przeżyć, przepracować. Cała ja, zaraz myślałam o tym, żeby kogoś poznać, tak na otarcie łez. Ale to  byłoby złe rozwiązanie. Co ma być to będzie. Nie ma sensu zagłuszyć zranionych uczuć karuzelą wydarzeń. Trzeba stawić temu czoła. Choć wiem, że będzie to straszne doświadczenie. Karuzela emocji, której nie potrafię zatrzymać, która mąci moje myśli. Póki co nie potrafię się skupić na niczym innym, działam jak robot. Wstawanie, trening, praca, spacer, sprzątanie w domu, następny dzień. Myślenie, tęsknota, analizowanie. 

Mam dylemat, między swoim celem i byciem dobrą przyjaciółką. Tylko czy naprawdę układ, w którym tkwi obiekt moich uczuć jest dla niego dobry? Moim zdaniem nie, ale ja nie jestem obiektywna. Bo zakochana to nieobiektywna. Proste i logiczne. Zatrzymać jakoś karuzelę emocji, zatrzymać, zmęczyć się, zapomnieć, rzucić w wir.

Fajnie, bo tym razem nie jestem sama. Mam kilkoro ludzi, którzy będą mnie wspierać, niezależnie od mojego stanu. Ale nie mogę ich obciążać. Zrobię wyprzedaż garażową, póki co nie ma zainteresowania, więc muszę wymyślić inny sposób na pozbycie się szafy. Pisać tu, pisać codziennie, zrobić wszystko, żeby wyprzeć, zapomnieć, bo niedługo czeka mnoe odrzucenie i strata przyjaciela. To nie jest moja wina, chociaż może moja, bo jestem nudna, płaska, bezbarwna. Bo nie potrafię zainteresować, bo moje emocje są pokręcone, bo nie potrafię dorosnąć do wyobrażeń, zasłużyć na zainteresowanie, bo za wolno podejmuję decyzje. 

Chciałabym być dla kogoś ważna i powiedzieć o tym całemu światu, żeby świat to zauważył. To jest kurwa chore. Chora potrzeba bycia ważną i żeby ktoś to manifestował. Dlaczego? Co takiego jest we mnie? Czemu ktoś non stop musi udowadniać, że mu na mnie zależy, dlaczego tak panicznie się tych dowodów domagam? Co jest we mnie nie tak, zawsze potrzebuję dowodu, argumentu, potwierdzenia? Nigdy dla nikogo nie byłam ważna i na pozory albo ochłapy dobrych emocji reaguję jak pies ze schroniska. Gardzę sobą za to. Nie jestem godna dobrych emocji. Nie zasługuję. Tak o sobie myślę. Nie ma człowieka, który udźwignąłby mój podły charakter.  

Witam w czerni mojego umysłu, na pustyni mojego wnętrza, w czarnej dziurze wiejącej w miejscu, gdzie było kiedyś serce, w pajęczynie knowań mojego mózgu. Poznaj węzeł gordyjski moich emocji, doświadcz energii wariata, który próbuje je rozładować. Oto, co mogę zaproponować drugiemu człowiekowi w ramach swojej chorej fascynacji. I ja to komuś chcę dać. Co mogę dać od siebie dobrego komuś? Chyba nic. 

Dziękuję Czytelniku, że byłeś ze mną i przebrnąłeś ten trudny, również dla mnie wpis. Piękna pogoda, więc trzeba to wykorzystać, zachodzić, zatrenować, zająć się czymś, żeby nie myśleć, nie czuć, zapomnieć. 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz