Archiwum styczeń 2022, strona 1


Kobiety
18 stycznia 2022, 17:46

Czasem mam wrażenie że bagatelizujemy, lub nie chcemy zauważyć siły, która w nas drzemie. Dzisiaj mam combo nienawiści do męskiego rodu. Wszystko przez dwie historie, które usłyszałam w pracy. Podeszła do mnie koleżanka z poważnym pytaniem, czy może porozmawiać ze mną na osobności. Zgodziłam się, zastanawiałam się, z jakim tematem chce do mnie przyjść. Okazało się, że rozstaje się ze swoim mężem, który jest szefem jednego z pionów u nas w firmie. Nawiasem mówiąc straszny megaloman i w dodatku donosiciel. Nie przepadamy za sobą i bardzo często swego czasu ostro wymieniamy poglądy. Parę razy zresztą doniósł na mnie mojej szefowej, a że z szefową też nie darzę się zbytnio sympatią pan moim kosztem wywindował swoją pozycję. Co prawda udowodniłam swoją rację, ale dystans pozostał, zarówno wobec pana jak i wobec szefowej. Ta dziewczyna płakała, posypało jej się całe życie. Mają dwoje dzieci, a ona musi być teraz silna. W pracy też ma swój antyfanklub, bo każdy jest przekonany, że jako żona szefa może liczyć na fory. Mam na ten temat swoją teorię. Otóż małżonkowi uderzuła do głowy sodóweczka. To był niechlujny prostak waga ok 180 kilo, schudł 50 kg i dostał nowy zakres odpowiedzialności. Zaczął się inaczej ubierać, zebrał wokół siebie grupkę klakierów. Pławi się teraz we własnej wspaniałości. Zostawił więc żonę, która psuje mu nieco wizerunek. A ona? Kochała go, bardzo. Starała się być dla niego dobra na miarę swoich potrzeb i możliwości. Miała wady, lecz któż z nas ich nie ma? W tej historii nie zbulwersowało mnie to, że ją zostawił, tylko powody, dla których to zrobił. I to, jak zachowuje się teraz. Zupełnie bez empatii. Pełen zadowolenia przechadza się po korytarzach, podczas, gdy matka jego dzieci walczy ze łzami, bo właśnie straciła swoje życie. Czuje się sama, zaszczuta, boi się plotek i tego, że są w firmie osoby, które będą śmiały się z jej bólu, które będą klaskać. Rozumiem jej lęki. Strach przed tym, że na niej skupi się wina za rozpad tego związku. Strach przed samotnością, odrzuceniem, a nawet utratą pracy. Wiem, jak straszne są takie uczucia. 

Kolejna historia innej koleżanki z biura. Poznała faceta, byli razem 10 lat. Ona świetnie wykształcona, on magazynier. On na bezrobociu poznał inną i zostawił ją z dzieckiem. Laska widząc, że chłop to nic dobrego kopnela delikwenta w tyłek każąc mu pakować walizki. Chlopina chcąc nie chcąc musiał wrócić do mamusi. Kiedy zobaczył, że mimo tego, że łaskawca zadeklarował chęć powrotu moja kumpela odmówiła zaczął jej robić problemy z dzieckiem. Robi jej jazdy, a ostatnio ją pobił. Co zrobiła policja? Powiedziała że to rodzinne utarczki. Kobieta policjantka. 

Te dwie historie strasznie mnie zagotowały. Mężczyźni robiący kobietom takie rzeczy, a co najgorsze społeczne przyzwolenie na tego typu zachowania. Dlaczego my, kobiety na to pozwalamy? Nie chodzi mi o takie eskalacje, tylko o pierwsze symptomy. Uczy się nas, że dziewczynka ma być miła, uśmiechnięta i nie rzucać się w oczy, a nie uczy się nas tego, że my także mamy prawo wymagać, że możemy kasować ze swojego życia osoby, które krzywdzą nas, są dla nas złe. Dlaczego nie powtarza się nam, że dobre relacje to takie, w których troszczymy się o siebie nawzajem. Obie strony, a nie tylko jedna. Te historie są bardzo smutne, a jest ich więcej, wiele kobiet przeżywa swoje prywatne piekło przez to, jak jesteśmy wychowane i indoktrynowane. A ruchy kobiet? Walczą o możliwość aborcji, a nie na tym, by kobiety odnalazły w sobie swoją prawdziwą wartość i siłę. Żeby kobiety szukały swoich naturalnych predyspozycji, żeby szukały prawdziwych siebie i nie baly powiedzieć się żyję żeby być szczęśliwa. 

Tego właśnie dziś życzę wszystkim kobietom. Spełnienia. Szczęścia. Znalezienia w sobie siły. 

Dziękuję Ci, drogi Czytelniku, że odwiedziłeś mój blog, żeby przeczytać mój kolejny wpis. Będzie mi miło, jak zostawisz ślad. 

 

Systematyczność
17 stycznia 2022, 21:45

Dawno nie pisałam. Nie chciałam, żeby ten blog stał się moim kolejnym zaczętym i porzuconym w przedbiegach projektem literackim. Po to chodzę na terapię, żeby zniwelować cechy, które przeszkadzają mi osiągnąć szeroko pojęty sukces. Co w moim przypadku byłoby sukcesem? Rozwój na polach, które uważam za ważne, a przede wszystkim odpowiedni wybór tych pól. Dlatego z całą mocą będę pisać codziennie. 

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Tobą, drogi Czytelniku powodami, dla których przestałam pisać na tak długi czas. Tydzień temu wróciłam z pracy i stworzyłam super analityczny, wnikliwy wpis dotyczący tego, co wychodzi z połączenia BPD oraz typu osobowości ENTP w kontekście pracy zawodowej.  Obszar HR to obszar, który interesuje mnie szczególnie. Chciałabym kiedyś zająć się wyznaczaniem ścieżki kariery. Póki co trenuję na sobie. Mam również w swojej firmie poletko doświadczalne. Często prowokuję, a czasem zdarza mi się doprowadzić do eskalacji pewnych sytuacji. To mi daje materiał do obserwacji tego, co mnie najbardziej interesuje, czyli studium zachowań ludzkich. Uwielbiam patrzeć w jaki sposób zmieniają się one w zależności od okoliczności. 

Na studiach na zajęciach z komunikowania społecznego zapadł mi w pamięć model komunikacji, polegający na tym, że jest to hybryda różnych schematów i nasza sprawność komunikacji jest tym większa, im większa jest liczba schematów przyswojonych przez nasz mózg. Czy jest tak w istocie? W mojej opinii w dużej mierze tak. Tym jesteśmy lepsi w komunikacji im więcej wiemy o danej sytuacji. Przykładem mogą być urzędy. Tam bardzo łatwo rozpoznać stałego bywalca. Inaczej zachowują się niż idący pierwszy raz żółtodzioby. 

Ale do brzegu (jeśli ciężko Ci się to czyta, proszę o feedback, dygresje to moje przekleństwo) miałam na myśli to, że tydzień temu popełniłam coś dobrego, a ja bardzo nie lubię jak niweczone są efekty mojej ciężkiej pracy. Szczególnie jeśli są dobre. Zatem obraziłam się na tydzień na portal. Wracam jednak z lepszą energią i obiecuję pisać codziennie. Mam nadzieję, że ktoś czytając to będzie miał choć trochę lepszy humor. 

Dziękuję Ci za Twoją wizytę. Udanego wieczoru. 

Borderline ETNP w pracy
11 stycznia 2022, 20:02

Dzisiaj wyjątkowo nie będę pisać o emocjach. Skupię się na tym, co mi wychodzi, czyli na praktycznym wykorzystaniu swoich niedoskonałości. Bo co innego można nazwać sukcesem, jak nie przekuwanie niedociągnięć w atuty. Jako wieloletnia fanka wysokiego poziomu samoświadomości, staram się obsewować swoje zachowania. Doświadczenie nauczyło mnie, że najgorzej dzieje się, kiedy przestaję wsluchiwać w siebie. Cdn. 

Regeneracja
09 stycznia 2022, 09:33

Ostatnio znowu zdarzyło się coś, co wytrąciło mnie z równowagi. Doświadczyłam odrzucenia. Co najgorsze odrzucenia w głowie. Borderline to między innymi lęk przed odrzuceniem. Paniczny strach, który przeradza się w potężną, destrukcyjną siłę. Dla głównej zainteresowanej rzecz jasna, czyli w tym przypadku mnie. 

Zamiast skupiać się na wydarzeniach, które przyczyniły się do powstania takiego wrażenia skupię się na skutkach. Jak to się odbiło na mojej psychice. Doświadczyłam odrzucenia. Na początku był lęk, paniczny i niesamowita chęć wołania hej, hej, jestem, hej, nie zostawiaj mnie proszę,  hej, pokaż, że jestem dla ciebie ważna. A w końcu ciche hej, jeśli nie pokażesz moje życie przestanie mieć sens. Ale powstrzymałam się. Po to chodzę na terapię. Żeby umieć uporać się ze swoimi demonami w ciszy, a potem tłumaczyć. Tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć. Mechanizmy, które rządzą moim zachowaniem. Może to jest sposób, zeby nie odeszli. Bo będą rozumieć. Albo to moja projekcja. Ja jak rozumiem i znam prawdę i motywy jestem w stanie wybaczyć wiele, prawie wszystko. Szczególnie jeśli motywem jest strach. Ten znam aż nazbyt dobrze. Towarzyszył mi odkąd pamiętam. Strach połączony z brakiem pewności tego, co będzie. Brak stabilizacji. 

Żeby nie było. Uwielbiam zaczynać dzień nie wiedząc co przyniesie, lubię nowe wyzwania i wydarzenia, ale w sferze relacji wolę jednak mieć pewność. Chociaż wiem, że to niemożliwe. Nigdy nie można mieć pewności, co do ludzi, którzy przecież cały czas się zmieniają. Ale niech moja pewność polega chociaż na tym, że jeśli ktoś ma zniknąć z mojego życia niech mi powie o tym wprost. Taki ostatni akt lojalnosci. 

Moja terapeutka śmieje się ze mnie, że prowadzę kilka relacji jednocześnie po to, żeby nie zostać na tzw. relacyjnym lodzie. Czyli najprościej mówiąc sama. Stąd moje inklinacje do poliamorii. 

Chociaż nie zawsze tak jest, że moje "nogi" mają charakter wyłącznie uczuciowo erotyczny. Czasem to kumplostwo, relacja przyjacielska, czasem wspólnota spacerowania, lub niedola zamknięcia miesiąca, ale zawsze człowiek. Czasem czuję się jak taka chuba emocjonalna. W dołku tak bardzo zafiksowuję się na własnym wnętrzu, że nie liczy się dla mnie nic innego. Tylko ja ja ja i moje odrzucenie. 

Uważam, że zrozumienie, poznanie, a z czasem zmiana tego to bardzo ważny punkt mojej terapii. Żeby wypracować sobie jakiś mechanizm radzenia sobie z tym odrzuceniem. Najgorsze są te spirale emocjonalne. Emocje rozsadzają mnie tak, że nie mam siły wstać z łóżka, albo nakręcam się tak, że robię lub mówię coś, czego za kilka minut nie pamiętam. Tak jest kiedy doświadczam odrzucenia. Grunt mi ucieka spod nóg, tracę ciągłość, spójność, gubię się i nie wiem, co robić. Mam poczucie, że jeśli pozwolę sobie przeżyć stratę zatracę się w tym całkowicie. To organiczny lęk, który ściska mnie za krtań. 

Ale to odrzucenie jest szczególnie bolesne. Tydzień się zbierałam. Nie mogłam jeść, spać, nie dzwoniłam, nie pisałam, odbierałam telefony w tonie kumpelskim. Wczoraj tytułem sprzątania wszystko przemyślałam. Szast prast, pozamiatane. Wyznaczone cele, związane ze mną, których realizacja zapewni mi pustkę po starcie tej "nogi". Kolejny krok to nauczyć się przeżywać odrzucenie. W sobie, zamiast szukać tematów zastepczych. 

Dziękuję za wizytę i lekturę mojego bloga, będzie mi niezmiernie miło, jak zostawisz ślad. Życzę Ci dobrego dnia i mam nadzieję, że przeżyjesz go z uśmiechem. 

Pełnia relacji
08 stycznia 2022, 10:16

Wczoraj obiecałam opowiedzieć o pełni relacji. W zasadzie nie mam zamiaru się mądrzyć, a jedynie podzielić się z Tobą, Czytelniku Kochany doświadczeniem, które spadło na mnie nieoczekiwanie. Zawsze miałam talent do kompulsywnego wchodzenia w relacje. Mój czteroletni, toksyczny, niszczący związek z narcyzem, który zburzył we mnie poczucie równowagi na bardzo długi czas. Następnie czas, kiedy musiałam odegrać się na wszystkich mężczyznach tego świata za to, co mi zrobił. Wpadłam z deszczu pod rynnę. Wybawca okazał się przemocowym narkomanem i alkoholikiem z syndromem Otella. Straszne czasy. Wszystko w imieniu poszukiwania bezwarunkowej miłości. 

Teraz, jak wspomniałam spotykam całkiem w porządku ludzi. Uczę się z tym żyć, a raczej oduczam się testować. Wchodząc ponownie w świat czuję się jak dzikie zwierzątko. Kloszard koci z potarganym futrem, złamanym ogonem, jednym okiem i klapniętym uchem. Niby łasi się jak dostanie rybę, ale wie, że jest to okazjonalne, nie przyjdzie po rybę po raz drugi, chyba, że zostanie zawołany, a nade wszystko dokładnie sprawdza, czy w rybie nie ma gwoździ ani trutki na szczury. Czego boi się Kloszard? Tego, że zostanie przygarniety, założy mu się złotą obrożę, wyczesze, a potem będzie się na niego krzyczeć, że nie okazał się wystawowym main coonem. Oto metafora mojego stosunku do ludzi. Zawsze wycofana, zawsze czujna, zawsze testująca. Dlatego, że od najmłodszych lat każdy jeden człowiek na mojej drodze zdradził mnie, oszukał lub próbował zniszczyć, kiedy odkrywał dysonanse między moim zachowaniem, a swoimi oczekiwaniami wobec mnie. Nauczyłam się, że spełnianie oczekiwań towarunek konieczny, żeby dostać ochłap uwagi. Mam do tego warunki: zmysł obserwacji, intuicję, zdolności społeczne, umiejętność logicznego myślenia i świetną pamięć. Mam też swoją zgubę, a nawet dwie. Przede wszystkim ogromną potrzebę miłości, a z drugiej strony paniczny lęk przed odrzuceniem. Z tego powodu takie normalne z pozoru gesty często wydają mi się chińszczyzną. Pamiętam do dzisiaj swój szok, kiedy mój kochanek przeprosił mnie za odwołanie spotkania. Nie znając języka szacunku poruszam się w tych relacjach jak dziecko we mgle. Ale do brzegu. 

Poznałam ostatnio kogoś, kogo z czystym sumieniem mogę nazwać swoim przyjacielem. Osobę, która jest wobec mnie lojalna. Osobę płci przeciwnej. Niestety. Ostatnio pojawiło się między nami pożądanie, napięcie seksualne. Ciężko mi z tym. Myślę o nim po nocach, a jak się widzimy stawiam granice, mimo, że marzę o tym, żeby w końcu wylądować z nim w łóżku. Czy on czuje to samo? Tak. Jest moment u mężczyzny, kiedy jego oczy ciemnieją, oddech robi się płytszy, a głos niższy, kiedy się spina. Ze mną dzieje się podobnie. Ostatnio pożegnaliśmy się. Objęłam go za szyję, pocałowałam w policzek. On mnie objął w pasie, czułam, jak mnie przytrzymał i do teraz kręci mi się w głowie, jak o tym pomyślę. 

Nie cierpię tego stanu. Pożądanie jest jak ogień, do którego należy podejść umiejętnie, bo inaczej spali Cię od środka. Czuję bardzo intensywnie, złość, miłość, pożądanie też. Tylko tu sprawa jest bardziej skomplikowana. Gdy do lojalności i przyjaźni dołączyło pożądanie części te złożyły się jak te wszystkie amulety w kreskówkach. Zazwyczaj te amulety coś otwierały. W momencie, kiedy te trzy części złożyły się w jedną całość, w jednej osobie w mojej głowie otworzył się portal. Sądziłam że to przejście już dawno jest zamknięte. Zaskoczyło mnie to. Mam tylko nadzieję, że pożądanie wygaśnie i amulet znowu rozpadnie się na części. Chociaż, idąc językiem fantasy, wolałabym, żeby odpadła odnoga zwana pożądaniem i z tajemniczego amuletu pozoztał po prostu potężny artefakt przyjaźni. 

Dziękuję Wszystkim, którzy czytają. Będzie mi miło, jak zostawisz ślad. Postaram się pisać codziennie. Jest to pewna regularność, której mi w życiu ogromnie brakuje. Jeśli dodatkowo będziesz siadać do lektury z herbatą, znajdując w tym przyjemność, potraktuję to jako wartość dodaną.