08 stycznia 2022, 10:16
Wczoraj obiecałam opowiedzieć o pełni relacji. W zasadzie nie mam zamiaru się mądrzyć, a jedynie podzielić się z Tobą, Czytelniku Kochany doświadczeniem, które spadło na mnie nieoczekiwanie. Zawsze miałam talent do kompulsywnego wchodzenia w relacje. Mój czteroletni, toksyczny, niszczący związek z narcyzem, który zburzył we mnie poczucie równowagi na bardzo długi czas. Następnie czas, kiedy musiałam odegrać się na wszystkich mężczyznach tego świata za to, co mi zrobił. Wpadłam z deszczu pod rynnę. Wybawca okazał się przemocowym narkomanem i alkoholikiem z syndromem Otella. Straszne czasy. Wszystko w imieniu poszukiwania bezwarunkowej miłości.
Teraz, jak wspomniałam spotykam całkiem w porządku ludzi. Uczę się z tym żyć, a raczej oduczam się testować. Wchodząc ponownie w świat czuję się jak dzikie zwierzątko. Kloszard koci z potarganym futrem, złamanym ogonem, jednym okiem i klapniętym uchem. Niby łasi się jak dostanie rybę, ale wie, że jest to okazjonalne, nie przyjdzie po rybę po raz drugi, chyba, że zostanie zawołany, a nade wszystko dokładnie sprawdza, czy w rybie nie ma gwoździ ani trutki na szczury. Czego boi się Kloszard? Tego, że zostanie przygarniety, założy mu się złotą obrożę, wyczesze, a potem będzie się na niego krzyczeć, że nie okazał się wystawowym main coonem. Oto metafora mojego stosunku do ludzi. Zawsze wycofana, zawsze czujna, zawsze testująca. Dlatego, że od najmłodszych lat każdy jeden człowiek na mojej drodze zdradził mnie, oszukał lub próbował zniszczyć, kiedy odkrywał dysonanse między moim zachowaniem, a swoimi oczekiwaniami wobec mnie. Nauczyłam się, że spełnianie oczekiwań towarunek konieczny, żeby dostać ochłap uwagi. Mam do tego warunki: zmysł obserwacji, intuicję, zdolności społeczne, umiejętność logicznego myślenia i świetną pamięć. Mam też swoją zgubę, a nawet dwie. Przede wszystkim ogromną potrzebę miłości, a z drugiej strony paniczny lęk przed odrzuceniem. Z tego powodu takie normalne z pozoru gesty często wydają mi się chińszczyzną. Pamiętam do dzisiaj swój szok, kiedy mój kochanek przeprosił mnie za odwołanie spotkania. Nie znając języka szacunku poruszam się w tych relacjach jak dziecko we mgle. Ale do brzegu.
Poznałam ostatnio kogoś, kogo z czystym sumieniem mogę nazwać swoim przyjacielem. Osobę, która jest wobec mnie lojalna. Osobę płci przeciwnej. Niestety. Ostatnio pojawiło się między nami pożądanie, napięcie seksualne. Ciężko mi z tym. Myślę o nim po nocach, a jak się widzimy stawiam granice, mimo, że marzę o tym, żeby w końcu wylądować z nim w łóżku. Czy on czuje to samo? Tak. Jest moment u mężczyzny, kiedy jego oczy ciemnieją, oddech robi się płytszy, a głos niższy, kiedy się spina. Ze mną dzieje się podobnie. Ostatnio pożegnaliśmy się. Objęłam go za szyję, pocałowałam w policzek. On mnie objął w pasie, czułam, jak mnie przytrzymał i do teraz kręci mi się w głowie, jak o tym pomyślę.
Nie cierpię tego stanu. Pożądanie jest jak ogień, do którego należy podejść umiejętnie, bo inaczej spali Cię od środka. Czuję bardzo intensywnie, złość, miłość, pożądanie też. Tylko tu sprawa jest bardziej skomplikowana. Gdy do lojalności i przyjaźni dołączyło pożądanie części te złożyły się jak te wszystkie amulety w kreskówkach. Zazwyczaj te amulety coś otwierały. W momencie, kiedy te trzy części złożyły się w jedną całość, w jednej osobie w mojej głowie otworzył się portal. Sądziłam że to przejście już dawno jest zamknięte. Zaskoczyło mnie to. Mam tylko nadzieję, że pożądanie wygaśnie i amulet znowu rozpadnie się na części. Chociaż, idąc językiem fantasy, wolałabym, żeby odpadła odnoga zwana pożądaniem i z tajemniczego amuletu pozoztał po prostu potężny artefakt przyjaźni.
Dziękuję Wszystkim, którzy czytają. Będzie mi miło, jak zostawisz ślad. Postaram się pisać codziennie. Jest to pewna regularność, której mi w życiu ogromnie brakuje. Jeśli dodatkowo będziesz siadać do lektury z herbatą, znajdując w tym przyjemność, potraktuję to jako wartość dodaną.