Najnowsze wpisy


Błądzenie po bezkresach umysłu
14 lutego 2022, 19:09

Dzisiaj nieco nostalgicznie. Nie mam pomysłu na wpis i nie targają mną żadne emocje, wręcz przeciwnie. Czuję ziejącą z mojego wnętrza pustkę. Jest mi tak bardzo wszystko jedno. Nic nie jest w stanie poruszyć moich emocji. Czuję się jak drzewo, wrośnięte korzeniami, ze spokojem obserwujące toczące się koło historii. Wszystko jest poza mną, perfekcyjny obraz nakreślony przez de Mello. Emocje przychodzą i odchodzą niczym chmury przepływające przez idealnie błękitne niebo. Bo przecież ostatecznie chodzi o to, by móc na koniec dnia złożyć głowę na czyimś ramieniu. Tylko to ramię, na którym chcę składać głowę jest dla mnie nieosiągalne. Powoli zaczynam się z tym godzić. Po raz kolejny przez swoją głupotę straciłam szansę na emocjonalne zakotwiczenie. Zajmowałam się wszystkim, poza tym, co ważne, bo wtedy ważny wydawał mi się blichtr i brokat. Cała ja. Nie potrafię docenić prawdziwej wartości. Znowu przypomina mi się metafora użyta przez de Mello. Trzymam w ręku bezwatrościowy swistek, z uporem maniaka twierdząc, że właśnie znalazłam czek na milion dolarów. Zapominam, co jest w życiu naprawdę ważne. 

Rozdrabniając emocje i manifestując te fałszywe za wszelką cenę staram się ukryć te, które rzeczywiście mną targają. Zacieram ślady, fabrykuję mylne tropy jedynie po to, żeby nikt nie trafił tam, gdzie naprawdę jestem. Bardzo boję się zaufać, wpuścić kogoś do środka, zatrzaskuję drzwi, lub wskazuję ślepy korytarz. Wszystko to w obawie przed zranieniem. Odpowiadam kontratakiem na cios, który ma dopiero nastąpić. W każdej relacji staram się być dwa kroki naprzód. Na wypadek, gdyby komuś przyszło do głowy mnie skrzywdzić, zranić czy zdradzić. Bardzo wcześnie nauczyłam się nieufności. Każdy, kogo obdarzałam zaufaniem finalnie mnie zdradził i każdy jeden tego zaufania nadużył. Może dlatego potrafię przejść do porządku dziennego nad wszystkimi wadami. Nie spodziewam się po innych niczego dobrego. Mimo wielu dobrych relacji, które udało mi się zbudować. Daję dobro i otrzymuję je. To niesamowite, bo nagle okazuje się, że umiem nie tylko je przyjmować, lecz także oddawać. Jest to dla mnie sporym zaskoczeniem, bo bardzo długo tkwiłam w przeświadczeniu, że jedyne, co mogę dać z siebie drugiemu człowiekowi to ból, cierpienie i trochę śmiechu. Dobro może dać moje starannie wykreowane alterego. Chyba to czas, żeby nadać temu imię. Kiedyś było Paulettą. Rozbawioną, beztroską dziewczyną, ładnie ubraną, z kieliszkiem szampana, prowadzącą błyskotliwy flirt, zbyt błyskotliwy na otaczające ją, puste towarzystwo, które łączyło przeważnie łóżko i umiłowanie dla konsumpcjonizmu. Nie należałam tam, ani się nie odnajdowałam. Teraz? Moje alterego stara się być stabilne emocjonalnie i dąży do ustrukturalizowania. Przede wszystkim stabilne emocjonalnie. Mam ogromne poczucie winy za każdy wybuch emocji, za swoje pragnienia, pragnienie czułości, za swoje zakochanie, o tym piszę od dłuższego czasu. 

Patrzę na siebie oczami swojego wewnętrznego krytyka, który ostatnimi czasy wręcz szaleje. Co jesteś w stanie zaoferować w relacjach z drugim człowiekiem? Nic. Jestem manipulantką, hazardzistką emocjonalną, dla której życie to partia szachów. Pionkami są ludzie, których rozstawiam w szachownicy okoliczności w dowolnej konfiguracji. Co najgorsze bawi mnie to, jak puszczę w ruch relacyjną machinę, która chodzi Dokładnie takim trybem, jaki sobie wymyśliłam. Dzisiaj zostało mi zadane pytanie, "Czy mnie też" nie, staram się, chociaż czasami bardzo mnie korci, żeby zagrać w tę podniecającą emocjonalną grę zwaną manipulacją. Żeby przestać bawić się w konwenanse i zamiast prowadzić rozmyślania na temat godności i wartości kobiet, zamiast skupiać bwzskutecznie energię na dobrych i ważnych rzeczach, czy by nie uwolnić wewnętrznego, genialnego demona. Choć z drugiej strony ciężko będzie go z powrotem przewecować na architekta demiurga, wspaniałego analityka, zadziwiającego siłą spokoju. 

Ostatnio zaczęłam słuchać ludzi na swój temat. Oczywiście analizuję każdy feedback, ale nie wszystko wprowadzam w życie. Mój nowy cel. Kontrolowanie tonu, w którym mówię. To bardzo dobrze na mnie wpływa, wyznaczenie celów i realizowanie ich. Chyba jeśli nie stracę chęci, by to robić będę żyć. 

Dziękuję Ci Drogi Czytelniku za wizytę i lekturę mojego wpisu. Kolejny mój cel to bardziej się przykładać do tego, co wychodzi spod mojej ręki. Może nawet zacznę pisać konspekty. Miłego wieczoru!

Kompulsywne obżarstwo
13 lutego 2022, 06:54

Dzisiaj czuję się jak wyrocznia delficka. Tylko ona żarła jakieś grzybki czy inne LSD, a mi wystarczy się na noc nażreć. Śnili mi się współpracownicy z byłej pracy, dwoje, jedna tłumaczyła mi, że moglagym pracować i robić inne rzeczy, a drugi, że moja szefowa bezczelnie podpisuje się pod moją pracą. To akurat wiem tylko nie złapałam jej na tym bezpośrednio, także nie mogę nic jej udowodnić. Wymęczył mnie ten sen, ta noc w ogóle. Nie wiem, czemu ostatnio tak jem, miałam się odchudzać przecież. 

Przejedzenie mnie męczy, osłabia wolę i z przepełnionym brzuchem emocje są jakby mniej wyraziste. Czuję się powolnym, otępiałym miśkiem. Także machnę trening i masaż zanim moje dziecko wstanie. Będzie to przypominać trening słoni. Już wiem, czemu przezeralam się w młodości, po prostu nie mogłam znieść tej stagnacji, a może spokoju panującego u mnie w domu. Moja rodzina to nigdy nie była gra zespołowa. Jakoś tak każdy ciągnął do siebie. Jako dziecko potrzebowałam dużo wsparcia, co mi zresztą zostało do dzisiaj. Nie dostawałam go, uznali, że skoro nie mam problemów z przyswajaniem wiedzy nic innego nie jest mi potrzebne. Zawsze męczyło mnie trzymanie się norm i zasad, zwłaszcza tych niepopartych w żadnym stopniu logiką. Potrzebowałam dowodu, uzasadnienia, albo przynajmniej uargumentowania. Wszystko poddawałam w wątpliwość. Zawsze. Dlaczego, to było chyba moje ulubione pytanie, rozkładanie każdej sytuacji na czynniki pierwsze. Nie miałam pojęcia, że dorośli ludzie tak się tym męczą. Zresztą dzisiaj też jest to dla mnie odkryciem, że ktoś może nie chcieć znać wszystkich aspektów sytuacji. I wydawać osąd, nie mając odpowiedzi na wszystkie "dlaczego".

Dlatego raczej nie lubię ludzi. Męczy mnie ta skłonność do osądzania. Wynika to raczej z chęci uproszczenia sobie życia życia, to też mnie w nich denerwuje, ta droga na skróty. Trochę to straszne, jak bardzo rozleniwiamy nasz umysł. 

Dziękuję Ci za poranną lekturę mojego wpisu Czytelniku. Życzę Ci wspaniałej, słonecznej niedzieli. 

Karuzela
12 lutego 2022, 06:59

Wczoraj padłam, po ciężkiej nocy, gdzie meczyły mnie różne sytuacje, bo każdy coś do mnie mówił, a w końcu sen zakończył się erotykiem, dość męczącym, bo z randomowym gościem, który strasznie mnie kręcił. Przyciskał mnie do ściany i wchodził we mnie szepcząc do ucha strasznie wyuzdane rzeczy z pogranicza BDSM. Obudziłam się pobudzona seksualnie, tęskniąc i martwiąc się o przebieg rozmowy, która czeka mnie w tym tygodniu. 

Teraz nasuwa mi się pytanie, czy to fakt, że się zakochałam wyzwolił we mnie potrzebę tego składania głowy, czy to ta potrzeba sprawiła, że się zakochałam. BTW to bardzo dziwny stan. Nie cierpię go. Szczególnie, że jak zwykle stało się to bez wzajemności. Strasznie mi z tym źle, ale muszę to przeżyć, przepracować. Cała ja, zaraz myślałam o tym, żeby kogoś poznać, tak na otarcie łez. Ale to  byłoby złe rozwiązanie. Co ma być to będzie. Nie ma sensu zagłuszyć zranionych uczuć karuzelą wydarzeń. Trzeba stawić temu czoła. Choć wiem, że będzie to straszne doświadczenie. Karuzela emocji, której nie potrafię zatrzymać, która mąci moje myśli. Póki co nie potrafię się skupić na niczym innym, działam jak robot. Wstawanie, trening, praca, spacer, sprzątanie w domu, następny dzień. Myślenie, tęsknota, analizowanie. 

Mam dylemat, między swoim celem i byciem dobrą przyjaciółką. Tylko czy naprawdę układ, w którym tkwi obiekt moich uczuć jest dla niego dobry? Moim zdaniem nie, ale ja nie jestem obiektywna. Bo zakochana to nieobiektywna. Proste i logiczne. Zatrzymać jakoś karuzelę emocji, zatrzymać, zmęczyć się, zapomnieć, rzucić w wir.

Fajnie, bo tym razem nie jestem sama. Mam kilkoro ludzi, którzy będą mnie wspierać, niezależnie od mojego stanu. Ale nie mogę ich obciążać. Zrobię wyprzedaż garażową, póki co nie ma zainteresowania, więc muszę wymyślić inny sposób na pozbycie się szafy. Pisać tu, pisać codziennie, zrobić wszystko, żeby wyprzeć, zapomnieć, bo niedługo czeka mnoe odrzucenie i strata przyjaciela. To nie jest moja wina, chociaż może moja, bo jestem nudna, płaska, bezbarwna. Bo nie potrafię zainteresować, bo moje emocje są pokręcone, bo nie potrafię dorosnąć do wyobrażeń, zasłużyć na zainteresowanie, bo za wolno podejmuję decyzje. 

Chciałabym być dla kogoś ważna i powiedzieć o tym całemu światu, żeby świat to zauważył. To jest kurwa chore. Chora potrzeba bycia ważną i żeby ktoś to manifestował. Dlaczego? Co takiego jest we mnie? Czemu ktoś non stop musi udowadniać, że mu na mnie zależy, dlaczego tak panicznie się tych dowodów domagam? Co jest we mnie nie tak, zawsze potrzebuję dowodu, argumentu, potwierdzenia? Nigdy dla nikogo nie byłam ważna i na pozory albo ochłapy dobrych emocji reaguję jak pies ze schroniska. Gardzę sobą za to. Nie jestem godna dobrych emocji. Nie zasługuję. Tak o sobie myślę. Nie ma człowieka, który udźwignąłby mój podły charakter.  

Witam w czerni mojego umysłu, na pustyni mojego wnętrza, w czarnej dziurze wiejącej w miejscu, gdzie było kiedyś serce, w pajęczynie knowań mojego mózgu. Poznaj węzeł gordyjski moich emocji, doświadcz energii wariata, który próbuje je rozładować. Oto, co mogę zaproponować drugiemu człowiekowi w ramach swojej chorej fascynacji. I ja to komuś chcę dać. Co mogę dać od siebie dobrego komuś? Chyba nic. 

Dziękuję Czytelniku, że byłeś ze mną i przebrnąłeś ten trudny, również dla mnie wpis. Piękna pogoda, więc trzeba to wykorzystać, zachodzić, zatrenować, zająć się czymś, żeby nie myśleć, nie czuć, zapomnieć. 

A ja się po prostu w Tobie zakochałam.
10 lutego 2022, 20:53

Dzisiaj zrozumiałam bardziej siebie. Każdy spędzony w samotności dzień przybliża mnie do wnętrza samej siebie. Jądra ciemności. Odkrywam motywy i prawdziwe źródła wielu swoich zachowań. To niesamowite. Muszę o tym napisać. Będzie chaotycznie, nieskładnie, ale nie przeredaguję tego. Będą skróty myślowe i nie mam zamiaru nic wyjaśniać. 

To uczucie, które się we mnie zrodziło, było tylko moje, niechciane, bo to przecież przyjaciel. Przepełnione euforią i widokami na społecznie akceptowalną relację. Której nie chcę. Pokazaniem całemu światu, że jest ktoś, komu na mnie zależy, kto jest gotowy się mną zaopiekować, oswoić i wziąć za to odpowiedzialność. Po co i w imię czego? W imię poklepania po ramieniu paru fałszywców warunkujących akceptację? Naprawdę byłam, po tym wszystkim, co przeszłam wciskać w buty, które od dawna wiem, że są dla mnie za ciasne. Po raz kolejny zakładam szpilki i będę się starać udowodnić bandzie roszczeniowców, że wlezę na ten cholerny Giewont. Bo każdy na Giewont musi wejść. Kto chce iść doliną jest półglowkiem albo co najmniej nieszkodliwym, niewartym poważnego traktowania wariatem. 

Nie potrzebuję niczyjej odpowiedzialności, jestem dorosłą osobą, która sama potrafi podejmować decyzje. I również ponosić ich konsekwencje. Dzisiaj usłyszałam coś, co mnie trochę scielo. "Dziewczyna proponuje mi niezobowiązujacy seks" to niby o mnie. Stary, ja się w Tobie zakochałam, a Ty mi o niezobowiązujacym seksie? Serio? Mężczyźni nie mają za grosz wyczucia. Ja przez delikwenta zarywam noce, a on myśli, że po prostu chcę z nim iść do łóżka. Najgorsze jest to, że próbuję mu o tym powiedzieć ładnych kilka tygodni i zawsze coś nie tak. Ciągle nie po drodze.  Teraz jesteśmy wstępnie umówieni na przyszły tydzień. Nie mam innego wyjścia, jak w koncu to z siebie wydusić. W końcu ma prawo o tym wiedzieć. Jako mój przyjaciel. I osoba, która mi ufa. O ile można mi zaufać. Jeśli budzi się we mnie demon z otoczenia zostają popioły. Niszczę wszystko, co napotkam na drodze. Czasem sama się siebie boję, ale każdy taki poznany wybuch przybliża mnie do samoświadomosci. 

Znowu kleją mi się oczy. Dziękuję za odwiedziny Czytelniku. Jest mi niezmiernie miło, że ktoś poczyta moje wylewane na klawiaturę myśli

Mała płacząca dziewczynka
09 lutego 2022, 22:03

Dzisiaj pragnę poruszyć temat maski. Wszyscy je zakładamy, lecz w moim przypadku maska jest niemal przyklejona do mojej twarzy. Dlatego też unikam relacji bliższych niż powierzchowne koleżeństwo. Potrzebuję czasu i ogromu testów, żeby zaufać komukolwiek. Zazwyczaj kończy się na dwóch próbach. Tyle przeciętnie potrzebują ludzie, żeby udowodnić mi, że zupełnie nie zasługują na zaufanie i udowodnić swój brak lojalności. Wtedy bezlitośnie wymazuję ich ze swojego życia. Nie ma powrotów, bo szansę daję tylko raz.

Jednak pod pancerzem osoby silnej, uśmiechniętej mądrej i postępującej racjonalnie płacze mała dziewczynka. Ma obdartą sukienkę, a całe jej ciało pokryte jest bliznami i siniakami. Płacze uratuj mnie. A może pokochaj? Pokochaj mnie, tego pragnie dziewczynka najbardziej na świecie. Ta mała dziewczynka potrafi jednak zmienić się w potwora, który niszczy wszystko, co stoi jej na drodze. W bardzo okrutny sposób. Gestami i słowami, które trafiają w najczulsze punkty ludzi stajacych jej na drodze, albo tych, którzy ją zawiedli. Dziewczynka dużo rozumie i dużo widziała. Jest inteligentna, umie zauważyć background całej sytuacji, dostrzec prawdziwe intencje. Nie ma litości dla zdrajców, postrzega ludzi w sposób zerojedynkowy. Przynajmniej w aspekcie lojalności. Ma fatalne zdanie o ludziach i motywacjach, kierujących ich postępowaniem. A jedynie czego pragnie jest miłość. Bezwarunkowa. 

Nasuwa mi się biblia wszystkich BPD "uratuj mnie". Czasem porównuję się z Rachel. Czytając tę książkę nie widziałam między nami zbyt wielu podobieństw. Teraz je zauważam. Lecz gdybym miała kiedykolwiek napisać podobną autobiografię miałaby tytuł "Pokochaj mnie". To jest w sumie dziwne. To moje pragnienie miłości, biorąc pod uwagę fakt, że jestem głęboko przeświadczona, że na ową miłość nie zasługuję. Jutro idę na terapię. Przez program treningowy i to, że z powodolu nasilających się problemów ze snem odstawiłam kawę o tej porze jestem już ekstremalnie zmęczona. Szkoda, bo wiele dobrych reflesji mi wtedy ucieka. Postaram się jakoś to zmienić. 

Dziękuję Ci, Czytelniku, że ze mną jesteś.